niedziela, 28 stycznia 2007

Montaż kuchni ruszył.

Sobota - jak zwykle pracowita. Nie dla majstra, który jak zwykle się opier...., sorka ale nam już nerwy puszczają - chyba niebawem jego czas się skończy. A tymczasem zamontowałem to co miałem do zamontowania. Reaper dzielnie towarzyszył i pomagał. To jeszcze nie wszystko - ale nabiera wyglądu. Teraz trzeba uporać się z małymi technicznymi problemami - typu rura gazowa, lub odpowietrznik i rusze dalej. Czekam jeszcze na blat i listwy wykończeniowe. Będe informował na bieżąco.










czwartek, 25 stycznia 2007

Małe zmiany

Blogger przeszedł na dobre pod władanie Google. Nowy właściciel dodał parę nowych funkcji. Teraz ja muszę dostosować stary wygląd do nowych funkcji. Już powrócił baner, napisy dające się edytować zamieniłem z angielskiego na polski. Doszły ETYKIETY z prawej strony - pozwoli to łatwiej przeszukiwać blog. Postaram się niebawem wszystkie stare posty odpowiednio posortować. Ciekawie się teraz przeszukuje ARCHIWUM.

A w zeszłą sobotę...

A w zeszłą sobotę zaczął się dla mnie ciężki okres. Zakończyłem prace w firmie nad moją kuchnią i w sobotę razem z panelami podłogowymi wywiozłem do mieszkania. Mało brakowało a już bym ją montował - na moje szczęście Majster nie pomalował kuchni. Co się odwlecze - to się nie uciecze (tak to się pisze?). Wszystko na to wskazuje, że kuchnie będe montował już tą sobotę. A to nie koniec roboty. NIebawem pożegnamy się z majstrem. On pojedzie na urlop a ja zacznę zabawę z meblami. Chciałbym powiedzieć więcej, np. kiedy się wprowadzę. Niestety sam tego nie wiem - bo majster nas zwodzi. Remont musi się skończyć, zamontuje kuchnie wrzucimy wypoczynek i można już mieszkać. Ale terminów nie podam. Napewno po sobocie wrzucę coś z montażu kuchni.

Więc kto możę niech szykuje kreację na parapetówę, ale bez pośpiechu.

A oto elementy kuchni i panele na mieszkaniu.



niedziela, 21 stycznia 2007

Wichura, a po niej...

W czwartek jak wszyscy wiemy mocno powiało. Nawet bardzo mocno - a burzy to już nikt się w styczniu nie spodziewał. Najwięcej szkód wywołał sam wiatr. Mnóstwo poprzewracanych drzew, gałęzie na ulicach, uszkodzone dachy, fruwające anteny satelitarne (moja wytrzymała) , brak prądu i wody - to w skrócie uszkodzenia po wichurze. Na termometrze zainstalowanym w oknie temperatura spadła o 5 stopni w ciągu 15 minut. Już w trakcie napięcie w gniazdkach serwowało nam dyskoteke. W piątek całe Żary obudziły się bez prądu. Dziwne uczucie - ciemność dookoła. Były wyjątki - prądem mogły się pochwalić szpitale, Kronopol, kościół w Kunicach, Kaufland, i nasz lokalny sklep "Żabka" na Żagańskiej. W tym sklepiku pierwsza zmiana z Gammy, zaopatrzona w kopalniane lampki czołowe, zaopatrzyła się w niezbędne do życia płyny. No bo jak tu zagotować wodę jak prądu nie ma.



Prąd pojawił się jeszcze przed południem. Udało się wykonać pilną robote w firmie, a chwilę po 12 zaczęła się długo oczekiwana impreza pępkowa. No bo jak tu nie wypić z kolegami piwka za zdrowie ich dzieciaków. Szybko się zaczęła bo dzień i tak był już stracony przez zaniki napięcia.




Sobota - bardzo pracowity dzień - ale o tym w następnym poście. Tymczasem po pracy znowu miłe chwile. Rodzice obchodzili rocznicę pożycia (trudne słowo). Dokładnie 34 lata minęły. Był szampan, ciacho i rodzinne albumy - czasami trzeba sie odchamić. STO LAT POŻYCIA!! hehe


A i nam też tego życzę.

niedziela, 7 stycznia 2007

Home, sweet home...

Zaczęło się w sumie we wrześniu. Poszukiwanie własnego mieszkania dobiegło końca - znalazło się!! Zanim jednak mogliśmy zacząć remont - musieliśmy stoczyć wściekłą bitwę chyba z najbardziej opornym bankiem w Żarach. Piszę w Żarach, bo ten sam bank w Zielonej Górze działa o wiele płynniej. Za bardzo nie mam ochoty na opisywanie choćby jednej przygody z naszym bankowym agentem - pseudonim 'Dagmara R.', bo kobieta z Żar jest i jeszcze się obrazi. Wszystkie formalności trwały w sumie nie tak jak mówią w reklamach (dwa tygodnie), ale dwa miesiące. A my odwiedzaliśmy żarską siedzibę do końca grudnia...

Na początku było tak.






Jak widać potrzebny był remont. Ruszyliśmy wszyscy pełną parą, no może tylko na początku.


Główne prace przypadły panu Leszkowi, ale o jego pracy napiszę w innym poście. Inny fachowiec zajął się grzejnikami. Stare ogromne i superciężkie grzejniki zastąpiliśmy nowymi.


Nowe pojawiły się też okna.


Z Markiem podjęliśmy się zrobienia elektryki. Miała zostać stara, ale na szczęście eksplodowała w trakcie remontu, później byłby już większy problem. Dla mnie to była nowość, na szczęście wszystkimi połączeniami zajął się Marek. To on jest w końcu elektr...onikiem. Niby inna dziedzina, ale związana z prądem. Wszystko zadziałało.




Ostatnio na mieszkaniu spotkaliśmy się z Markiem, żeby zamurować kable antenowe i przerobić kawałek elektryki. Udało mi się też solidnie zamocować uchwyt od anteny satelitarno-szpiegowskiej (foto z komórki)




Spokojnie, spokojnie - te kable puszczone nieco z ukosa to nie kable elektryczne - to tylko antenowe.

Prace budowlane są już bardzo zaawansowane. Ruszyłem już z meblami - narazie powstaje kuchnia, czyli najważniejsze miejsce każde... w sumie dla mnie ta kuchnia też jest ważna.
Niebawem następne newsy a tymczasem ja i Jagódka życzymy wszystkim wszystkiego najlepszego w 2007 roku.