czwartek, 12 lipca 2012

Piorunujące spotkania

Przeżyłem dzisiaj bliskie spotkanie z...piorunem. Nie byłem nawet sam - była też siostra. Co prawda spotkanie już jedno miałem i to całkiem niedawno, ale wtedy byłem w domu w kapciach, więc jakoś bezpieczniej się czułem. tym razem stąpaliśmy po mokrej nawierzchni, a strzał nastąpił kilka metrów od nas. Na elektryczności, a tym bardzie na wyładowaniach znam się jak na przeszczepach chirurgicznych - mniej  więcej polega to na tym, że jak trzeba to się podejmę, ale za wyniki nie odpowiadam. Więc z mojej nikłej wiedzy wynika, że całkiem dobrze się stało, że piorun strzelił w metalowy maszt na którym powiewała flaga marketu budowlanego. Pewnie jest on wkopany w ziemię, a tam często zmierza piorun.

Wyglądało to tak: wysiedliśmy z bardzo bezpiecznego pojazdu i w momencie  kiedy przechodziliśmy na wysokości masztu - nastąpiło wyładowanie. Chyba nie należało ono do największych podczas tego gradobicia, ale zdecydowanie było najbliżej i właśnie to było powodem, że na resztę dnia straciłem fascynację tym zjawiskiem atmosferycznym. Oprócz klasycznego błysku początkowo słyszeliśmy tylko dźwięk jakby przepięcia - takie zwykłe tylko nieco głośniejsze 'cyknięcie'. Szybko po tym doszła fala dźwiękowa i to ona uświadomiła nam, że lepiej przyspieszyć kroku. potem był wspomniany już grad i kilka niemałych 'pryknięć' w okolicy. Zakończyło się oczywiście moczeniem butów na parkingu - wody w ciągu 5 minut całego zamieszania spadło naprawdę dużo.

A czemu w tytule liczba mnoga? Bo chwilę później o mały włos miałbym bliskie spotkanie z bramą, która do tego była tak ustawiona, że bez hamowania z pewnością narobiłaby trochę szkód. Ostrzeżenie siostry przyszło w porę. Ostre hamowanie......uff zderzak cały.

I tak cały dzień, jak nie burza to słońce, a ostatnia jaka się napatoczyła - nawiała strasznie zimne powietrze i teraz strasznie żałuję, że z domu wyszedłem ubrany jak w lecie. Przydałby się ciepły polarek.





2 komentarze:

repaer7 pisze...

całe szczęście, że nie puszczaliście latawca w tym czasie...

Unknown pisze...

Ze strachu o mało nie puściłem jednego latawca :-)