piątek, 4 sierpnia 2006

XII Przystanek Woodstock - Kostrzyn 2006

W zeszłym tygodniu zakończył się dwunasty Przystanek Woodstock. I jak to zwykle - udał się w 100%. Był niezwykle męczący - ze względu na temperaturę i kurz, ale i piękny dzięku ludziom. A ludzi było mnóstwo, jak zawsze kolorowi, uśmiechnięci. Jak zawsze znaleźć można wyjątki, ale tak bezpiecznego miejsca jak Woodstock chyba w PL nie ma. Ktoś może powiedzieć: przecież tam zmarły dwie osoby - chmmm no tak, ale nie z powodu koncertów tylko z własnej głupoty, bądź przyczyn jeszcze innych. Jak ktoś wybiera narkotyki, lub inne używki i dodatkowo nie wie jak się z nimi obchodzić to ciężko winić za to wojewodę czy Owsiaka. Innego zdania jest Wielka Stopa - Roman G., ale to już jego sprawa.

Więc wracając do festiwalu: ja pojawiłem się na miejscu już we wtorek 25.07. Już sama jazda pociągiem była niezłą zabawą, wraz z narastaniem liczby woodstockowiczów w wagonie rósł gwar i dźwięk bębenka. Około 18 zjawiłem się na polu, szybko upolowałem miejsce na namiot za sceną i chwilę później mogłem się wybrać na pierwszy spacer po polu. Prace jeszcze były w toku i prawdę mówiąc trwały aż do piątku. Wcale się nie dziwię, taki ogromny koncert wymaga pracy setek osób samej obsługi technicznej.


Martwił mnie tylko żar walący z nieba - już we wtorek powodował, że w powietrze wzbijały się tumany kurzu, a ludzi wcale jeszcze tak dużo nie było.

Po godzinie 20 we wtorek pojawiła się ekipa Kręcioły. Oczywiście jak na Kręciołę przystało wejście musieli mieć oryginalne.



Tego dnia udało nam się jeszcze rozpakować graty z samochodu i odbyć wielogodzinną odprawę z Jurkiem. Dzień zakończył się. Rano w środę ruszyła praca - oprócz standardowego kręciołowego samochodu do dyspozycji ekipa miała quada a nawet dwa quady, więc można było szybko reagować na jakieś ciekawostki na polu, np. na przedstawicieli TV TRWAM pędzących w ciemnym VW Golfie po polu z kamerą.




Nowością na tym Przystanku był legalny Przystanek Jezus, który jakoś w poprzednich latach nie chciał legalnie jak każda inna organizacja zgodzić się na warunki uczestnictwa i chował sie po lokalnych parafiach, lub na krańcach namiotowego pola nękał śpiących woodstockowiczów. Nawet groźnie wyglądające spotkanie pochodu "Krysznowców" i "Jezusów" na jednym ze skrzyżowań nie skończyło się świętą wojną.


Jak zwykle modne stały się błotne zabawy i wspólne prysznice, a zabawy przy kranach nie miały końca.







A Kręcioła - kręciła. Cały czas na polu, to tu, to tam. Jak nie na polu to kilka godzin na stacji PKP.





Pracy było mnóstwo, a i tak wszystkiego nie dało się ogarnąć. W tym roku działała tzw Akademia Sztuk Przepięknych, której szefował Zbiegniew Hołdys. Można było tam wziąść udział w spotkaniach z dziennikarzami, muzykami. Były warsztaty gitarowe, perkusyjne, teatralne. Rzeźbili, tworzyli, grali, śpiewali - zajęć nie brakowało.


W zeszłym roku ogromna publika mogła poznać Patyczaka, który wszedł prosto z pola z gitarą i zagrał na dużej scenie. W tym roku Jurek przechadzając się po polu spotkał Tiger'a, człowieka, który zarabia grając na gitarze. Zagrał na scenie - warunkiem była jego trzeźwość - słowa dotrzymał. Praktycznie do zakończenia koncertu korzystał z wejściówki - jak mówił podczas wywiadu - to było jego jedyne marzenie - zagrać dla dużej publiki. Pewnie widok ze sceny i tak przekroczył jego oczekiwania.


Bo Przystanek to miejsce dla każdego, tu można poczuć wolność, brak zawiści i zazdrości. Można być sobą, lub na pare dni być zupełnie innym i nikt tu nie będzie się śmial z Twojej fryzury, butów, ubrania czy sposobu bycia. Można być oryginalnym, a pomysłów ludziom nie brakuje.

Tu - mobilny Pokojowy Patrol:


Tam - yyyyy ładny motor??


A tu kolega korzysta ze statywu Kręcioły bo ustawił długi czas migawki:

Chmm - nie wiem na co liczył ale okazał się wesołym gościem.


No i rozbitek ze swoim przjacielem Wilsonem (Cast Away)



Ważki liczebnie były zaraz po człowiekach i osach:



Tak wyglądała gotowa scena:


Rozpoczęcie:


A potem szaleństwo na całego:









A było czego słuchać - jak na mój gust - w tym roku zespoły były rewelacyjne i dla każdego. Nawet pod tajemniczą nazwą na scenie pojawiła się ta Pani. Justyna Steczkowska wśród diabłów?? Ja byłem w szoku (chyba troszkę nie pasowała do koncertu), ale w jeszcze większym szoku była ona sama - rozpłakała się ze szczęścia.


Hitem okazały się Flapjack, Vavamuffin, Coma, Maleo Reggae Rockers, Lao Che, Carrantuohill, Koniec Świata, Indios Bravos, Farben Lehre i KSU. Pod sceną szalały tłumy












I nad ranem w niedzielę 30.07 zakończył się XII Przystanek Woodstock i mimo, że coraz trudniejsze czasy przed nami, coraz trudniej o wolność słowa, wolność poglądów ja mam nadzieję, że na przekór panującej władzy uda się spotkać w przyszłym roku na XIII Przystanku.

See You!!!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

noo i najwytwalsi doczekali sie fotek...
Pewnie masz ich duzo... duzo .. duzo wiece :)

a tak dla wiadomosci Wielkiego Romana G. wg. mnie 2 ofiary jak na tak wielki koncert to bardzo malo... jest kupa innych duzo mniejszych imprez gdzie kinie wiecej osob....
oczywiscie dobrze by bylo gdyby wogole sie takie cos nie zdazylo...

Pozdrawiam Autora

Anonimowy pisze...

Barwo za fotki...ja tam wprawdzie bylem-ale w natłoku kolorowości i gwaru ciężko przyłapać okami takie ciekawe scenki...czaisz się na nie czy jak?Naprawdę było super i atmosfera też pozwala się odciąć od"zewnętrza"i od problemów z nim związanych...
Do następnego roku.

Anonimowy pisze...

Stary!! Szacunek! Mniejsza o woodstock bo każdy chyba wie jak było, ale zdjęcia .... STARY!!! Co ja tu będę się rozpisywał. Szacuneczek!!!

Anonimowy pisze...

No stary te zdjęcia z błota i z pod kranów wypasik, jak je oglądaliśmy na montażu to byliśmy w szoku - Marcin, Marek i ja