wtorek, 15 maja 2012

Historia pewnego kamyczka

Za siedmioma górami... nie nie, przesadzam.
Historia ta zaczęła się...może jakieś dwa tygodnie temu. Był normalny poranek i pora śniadania. Tatuś przyniósł Madzi ukochany jej jogurcik zakupiony w znanym dyskoncie, którego nazwy nie wymienię bo i tak wszyscy wiedzą, że chodzi o Biedronkę. Marka i smak w tym wszystkim jest mało istotna, więc nie będę pisał, jeszcze kogoś niepotrzebnie przestraszę. To wszystko miało charakter incydentalny i nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się nic takiego, a truskawkową Jogobellę jem od dawna.

Madzia zasiadła wygodnie w swoim fotelu i łyżka za łyżką pochłaniała ów produkt. W pewnym momencie coś zaskrobało, strzeliło i zazgrzytało - Madzia spojrzała na mnie i powiedziała: OOOOO Tooo!!!
Nieco się przeraziłem - dopiero co zęby wyszły, a już strzelają? Natychmiast zrobiłem za pozwoleniem przegląd jamy ustnej i zobaczyłem kamyczek, może niezbyt duży był, ale mógł narobić wiele szkód. Ciała obcego szybko się pozbyłem, nie zauważyłem też żadnych ubytków (uffff), pozostał tylko lekki niesmak. Tak znana marka i taki ZONK? Na szczęście nic się nie stało, Madzia błyskawicznie zareagowała na nieprawidłowość, ba, nawet po zabiegu usuwania kamyka z jamy ustnej dokończyła resztę jogurtu.

Bardziej całą sytuacją przejęła się żona: Jagoda "zareklamowałam włosy" Dudzińska. Błyskawicznie odnalazła kontakt do producenta, dodzwoniła się do jakiejś pani kierowniczki i opowiedziała sytuację. Przejęta pani po drugiej stronie obiecała kontakt ze swojej strony i mocno przeprosiła. Na nieszczęście wyrzuciłem wieczko jogurtu na którym był numer serii i data, sam kubek został, ale nic z niego nie można wyczytać. Sam kamyczek niebawem zostanie wysłany do producenta, bo poprosili, tymczasem dotarła do nas malutka paczuszka w stylu "wybacz mi" z gadżetami producenta. Może i zbyt bogata nie była, ale świadczy o tym, że nie wszyscy mają nas głęboko w...bla bla bla. Uwierzyli, przeprosili i tak powinno być. Wiem, że pewnie robią wszystko, żeby nie było takich niespodzianek, pewnie łatwe to nie jest jak się dorzuca do produktu prawie całe owoce. 

Nikt z nas nie zraził się do tego jogurtu, przynajmniej mamy pewność, że w razie czego - będziemy poważnie traktowani. Co prawda na podobny przypadek nie mam co liczyć - w życiu zjadłem pewnie ze dwie tony tego jogurtu i nic się nie wydarzyło i oby tak było dalej. 

Dostaliśmy: 4 długopisy, dwie reklamówki, t-shirt, kredę w pięciu kolorach, mały zeszycik i koło do pływania. Jak widać wszyscy łącznie z Lalą są zadowoleni.     







5 komentarzy:

reaper7 pisze...

ale się obłowiliście :)
zastanawiam się co mi jest potrzebne i gdzie tu zadzwonić ;)

Anonimowy pisze...

Jagoda "zareklamowałam włosy" Dudzińska rządzi! ;)

Unknown pisze...

@Reaper: Dzień Dobry. Masarnia? W Państwa mięsie znalazłem robaki i własnie jadę do sanepidu, zajechać wcześniej do Was?

@Anonimowy - rządzi, rządzi - chyba, że sama przeczyta artykuł - mogę mieć przechlapane. Na szczęście zagląda tu tylko na rozkaz.

P.S. Anonimowy?? Prosiłem o podpisywanie się...

D. pisze...

Anonimowa ja ;)

Unknown pisze...

@D. - nieładnie, nieładnie :-)