Jak byście nie wiedzieli jak robią kaczuszki to już będziecie wiedzieć. To nic trudnego - można samemu potrenować i potem zabłysnąć w towarzystwie.
czwartek, 26 kwietnia 2012
Fa Fa Fa
Jak byście nie wiedzieli jak robią kaczuszki to już będziecie wiedzieć. To nic trudnego - można samemu potrenować i potem zabłysnąć w towarzystwie.
środa, 25 kwietnia 2012
Orzeł Bielik
Do rzeczy - ów bielik stał się sławny w momencie, kiedy pracownicy Lasów Państwowych wspólnie z Komitetem Ochrony Orłów zamontowali kamerę IP z widokiem na gniazdo orłów. Niczego nieświadoma para dostojnych orłów spokojnie i na zmianę wysiaduje jaja, z których lada dzień powinny się wykluć młode. Kto wie - może wtedy orzeł będzie mógł konkurować z "M jak Miłość".
Orły można obserwować pod adresem: http://www.lasy.gov.pl/bielik.
Można też poczytać i pooglądać zdjęcia fanów na FB: http://www.facebook.com/BielikiOnline
Tymczasem 1222 osoby podglądają rodzinkę...
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Madzia - 21.04.2012
Mogą być problemy z odtwarzaniem - z pewnością film niedostępny w Niemczech i w telewizorach i jeszcze gdzieś tam...wiadomo prawa autorskie. Mam nadzieję, że Slash się nie obrazi i nie wyrzuci mnie ze znajomych na FB...Zmiana podkładu w tym przypadku to jak montaż od nowa - nie chce mi się.
Dla ciekawskich:
Kamera - GoPro HD Hero
Stabilizacja - samoróbka z teleskopowego kija od miotły
Madzia i Ciuch Ciuch
No i wpadłem. Powstał krótki klip z Madzią. O portalach nie zapomniałem, ale na bloga to już nie wrzuciłem - taki ze mnie nicpoń. Pewnie już wszyscy widzieli, ale ważne, żeby film był z bloga dostępny - łatwiej go będzie znaleźć.
Historia była krótka - fascynacja Madzi pociągami rosła. W co trzeciej bajce jakiś pociąg, w co piątym teledysku dla dzieci jakaś ciuchcia. Trza było w końcu wystartować i pokazać prawdziwą. Może nie było idealnie, bo teraz na tych krótszych trasach pociągi wyglądają jak autobusy i nijak sie mają do tych dymiących z bajek...
Kamerę chwyciłem w ostatniej chwili i niezbyt dużo materiału skręciłem, ale na jeden klip starczyło. Szkoda tylko, że nie udało się nakręcić samej jazdy.
I uwaga. W przygotowaniu kolejny filmik i tym razem premiera na blogu!!! Już jutro...tzn. dzisiaj (zasiedziałem się).
piątek, 13 kwietnia 2012
Kopernik nas oszukał
10 kwietnia zgodnie z planem odebrać miałem siostrę z lotniska Copernicus we Wrocławiu. Wtedy właśnie kończyły się jej wiosenne wakacje na wyspach. Planowany przylot samolotu: 1:55.
Pomyślałem sobie - nudy. Nocny przejazd pustą autostradą, odbiór i powrót zatłoczoną autostradą. Nic się nie dzieje i warto by było jakoś tą nudę wygonić. Lotnisko, samolot...pomysł wpadł mi tylko jeden - zobaczyć lądowanie z bliska. Trzeba było się przygotować - sprawdzić od której strony samoloty podchodzą do lotniska, wyznaczyć miejsce obserwacji i trasę dojazdu, przygotować telefon mamy tak, aby można było śledzić lot samolotu. Tak, mama była pasażerem - chciała mnie pilnować, co bym nie zasnął i za szybko nie jechał :-)
Początkowo przygotowania szły gładko - prześledziłem dwa wcześniejsze loty tego przewoźnika na tej trasie, wyznaczyłem punkt na przedłużeniu pasa, na drodze publicznej idealnie pod lądującym samolotem. Oba podchodziły po okrążeniu miasta od południowego-wschodu - to była dobra wiadomość bo przy samym płocie lotniska szła asfaltowa droga - łatwa i pewna lokalizacja. 'Bingo' pomyślałem - ja jestem umiarkowanym fanem awiacji, a mama drży na widok nisko lecącego samolotu - poziom adrenaliny z pewnością by nam podskoczył.
Przeszedłem do następnych punktów przygotowań - pierwszego dnia świąt zasiedliśmy z Markiem do telefonu mamy - wyposażony w system Android z zainstalowaną aplikacją Flightradar24 idealnie nadawał się do obserwacji nadlatującego samolotu. Żeby jednak nie narażać się na koszty - Android musiał się połączyć za pomocą mojego telefonu do sieci. Mam wykupiony pakiet danych, a mama nie. Jednak zmuszenie Androida do współpracy z siecią Ad-hoc okazało się trudniejsze niż myśleliśmy i skończyło się na twardym resecie i późniejszym przywracaniu go do stanu sprzed awarii. Trudno - kilka megabajtów to nie majątek - mama płaci.
Przed wizytą na terminalu - zbadaliśmy trasę dojazdu do punktu obserwacyjnego i czas potrzebny na dojazd. Nie chcieliśmy Kasi narażać na samotność na terminalu w środku nocy. Czas był mocno napięty, więc zwiedzanie terminalu trwało 10min i trzeba było szybko wracać do punktu obserwacji. W drodze widzieliśmy w telefonie, że samolot się zbliża, wszystko wskazywało też na to, że przeleci nam nad głowami. Nie spodziewaliśmy się, że Kopernik tak nas przechytrzy....
Niemal dokładnie nad Legnicą samolot zniknął z radarów i już się nie pojawił. Sprawa dziwna bo zazwyczaj znika będąc kilka metrów nad pasem. No nic - trzeba czekać... czekaliśmy, czekaliśmy, marznęliśmy, aż w końcu zadzwonił telefon. To siostra, która własnie skończyła odprawę...do jasnej anielki!!!!!!!! To my zamiast w ciepłym holu pięknego terminala obserwować kołujący samolot, witać jak wszyscy (ze wzruszeniem) przybysza - marzniemy w szczerym polu....... samolot wylądował od drugiej strony!!!!!!!!!! Pięć godzin wyrwanych ze snu, tyle przygotowań, a w pamięci tylko wicher, zaorane pole i zmarznięte ręce??? Tak!!!
Całe szczęście, że siostra zaciekawiła nas opowiadaniami, bo cały czas bym rozmyślał w drodze powrotnej jaki to ze mnie fan awiacji...
Dla ciekawych co i w jakiej ilości lata po naszym niebie: Flightradar24
czwartek, 12 kwietnia 2012
Po tylu latach powstał.
Ledwo co odpalił i umarł - blog Gorgomiła. Teraz powstał i mam nadzieje, że dłużej wytrzyma. Cztery lata temu świat wyglądał inaczej. Wtedy mogliśmy wspominać wspólne dzieciństwo - teraz jesteśmy niemal rodziną.
A połączyła nas...
sobota, 7 kwietnia 2012
Przedświąteczny raport
Święta są już nieuniknione. Już za późno, żeby uciec od tego szaleństwa przygotowań. Generalnie to nie powinienem narzekać, bo wcale się nie namęczyłem, ale i tak chciałoby się nic nie robić - tylko odpoczywać. Co prawda pojęcie odpoczynku, gdy w domu grasuje naładowana energią dwulatka ma nieco inne znaczenie, no ale lepsze to niż 'generalne porządki'.
Obecnie zauważam dwa podejścia:
- jak dawniej: zarób się po pachy, strać czas, zdrowie i pieniądze - klasycznie z górą jedzenia, którego i tak nikt nie przetrawi, co najwyżej z rozepchanym do granic żołądkiem legnie na dywanie (rodzinna tradycja)
- jak dzisiaj: kup co niezbędne, strać niewiele pieniędzy, zdrowia i czasu - goście i tak będą przejedzeni, ale brak nadmiernej różnorodności sprawi, że człowiek będzie czuł się lepiej (tu i ówdzie).
Brakuje mi tutaj trzeciego punktu - totalnej olewki, czy to w domu, czy na wyjeździe. Zwykłego posiedzenia bez tych stresów związanych ze świętami: czy smaczne, czy nie przypalone, czy czysto, czy pachnie, czy to w rogu to pajęczyna, czy oni to widzą...itd. Póki co z dwojga złego wybieram pkt. 2.
Poza świątecznym szaleństwem nie dzieje się wiele - wszyscy zdrowi, z uśmiechem na twarzy - przynajmniej u nas w domu, słyszałem, że dwa bloki dalej jakieś dolegliwości dokuczają. Jak ból doskwiera to i 'Wesołych Świąt' nie pomoże.
A oto zdjęciowy skrót wydarzeń:
Pierwsza w życiu pisanka Madzi. Nie jedna - cała seria.
Jak najlepiej zwrócić na siebie uwagę służb celnych na lotnisku? Spakować do walizy przedmiot wyglądający jak pistolet.
Z cyklu: Gdzie to jest? Dla ułatwienia dodam, że jest miło i, że jest miło...
Jak rozpoznać czy w kotletach jest mięso, czy go nie ma (tylko soja)? Mina Madzi powie prawdę: Kwaśna - soja, wesoła - mięso.
Subskrybuj:
Posty (Atom)