piątek, 13 kwietnia 2012
Kopernik nas oszukał
10 kwietnia zgodnie z planem odebrać miałem siostrę z lotniska Copernicus we Wrocławiu. Wtedy właśnie kończyły się jej wiosenne wakacje na wyspach. Planowany przylot samolotu: 1:55.
Pomyślałem sobie - nudy. Nocny przejazd pustą autostradą, odbiór i powrót zatłoczoną autostradą. Nic się nie dzieje i warto by było jakoś tą nudę wygonić. Lotnisko, samolot...pomysł wpadł mi tylko jeden - zobaczyć lądowanie z bliska. Trzeba było się przygotować - sprawdzić od której strony samoloty podchodzą do lotniska, wyznaczyć miejsce obserwacji i trasę dojazdu, przygotować telefon mamy tak, aby można było śledzić lot samolotu. Tak, mama była pasażerem - chciała mnie pilnować, co bym nie zasnął i za szybko nie jechał :-)
Początkowo przygotowania szły gładko - prześledziłem dwa wcześniejsze loty tego przewoźnika na tej trasie, wyznaczyłem punkt na przedłużeniu pasa, na drodze publicznej idealnie pod lądującym samolotem. Oba podchodziły po okrążeniu miasta od południowego-wschodu - to była dobra wiadomość bo przy samym płocie lotniska szła asfaltowa droga - łatwa i pewna lokalizacja. 'Bingo' pomyślałem - ja jestem umiarkowanym fanem awiacji, a mama drży na widok nisko lecącego samolotu - poziom adrenaliny z pewnością by nam podskoczył.
Przeszedłem do następnych punktów przygotowań - pierwszego dnia świąt zasiedliśmy z Markiem do telefonu mamy - wyposażony w system Android z zainstalowaną aplikacją Flightradar24 idealnie nadawał się do obserwacji nadlatującego samolotu. Żeby jednak nie narażać się na koszty - Android musiał się połączyć za pomocą mojego telefonu do sieci. Mam wykupiony pakiet danych, a mama nie. Jednak zmuszenie Androida do współpracy z siecią Ad-hoc okazało się trudniejsze niż myśleliśmy i skończyło się na twardym resecie i późniejszym przywracaniu go do stanu sprzed awarii. Trudno - kilka megabajtów to nie majątek - mama płaci.
Przed wizytą na terminalu - zbadaliśmy trasę dojazdu do punktu obserwacyjnego i czas potrzebny na dojazd. Nie chcieliśmy Kasi narażać na samotność na terminalu w środku nocy. Czas był mocno napięty, więc zwiedzanie terminalu trwało 10min i trzeba było szybko wracać do punktu obserwacji. W drodze widzieliśmy w telefonie, że samolot się zbliża, wszystko wskazywało też na to, że przeleci nam nad głowami. Nie spodziewaliśmy się, że Kopernik tak nas przechytrzy....
Niemal dokładnie nad Legnicą samolot zniknął z radarów i już się nie pojawił. Sprawa dziwna bo zazwyczaj znika będąc kilka metrów nad pasem. No nic - trzeba czekać... czekaliśmy, czekaliśmy, marznęliśmy, aż w końcu zadzwonił telefon. To siostra, która własnie skończyła odprawę...do jasnej anielki!!!!!!!! To my zamiast w ciepłym holu pięknego terminala obserwować kołujący samolot, witać jak wszyscy (ze wzruszeniem) przybysza - marzniemy w szczerym polu....... samolot wylądował od drugiej strony!!!!!!!!!! Pięć godzin wyrwanych ze snu, tyle przygotowań, a w pamięci tylko wicher, zaorane pole i zmarznięte ręce??? Tak!!!
Całe szczęście, że siostra zaciekawiła nas opowiadaniami, bo cały czas bym rozmyślał w drodze powrotnej jaki to ze mnie fan awiacji...
Dla ciekawych co i w jakiej ilości lata po naszym niebie: Flightradar24
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz