niedziela, 23 lipca 2006

Dzień 3: Szklarska Poręba

Dnia trzeciego na dłużej zatrzymaliśmy się w Szklarskiej Porębie, gdzie akurat odbywał się "Weekend z adrenaliną", czyli szaleństwo na maksa. Liny, drabiny, skoki i zjazdy, a na koniec koncerty, w tym Kangaroz i Lech Janerka.

Bungee - najwyższy w Polsce dźwig - 75 metrów:


Kangaroz:




Kamieńczyk:





Gdzieś w górach...




Dzień 2/3: "Stanisław"

Drugiego dnia tak bardzo spodobała nam się kopalnia kwarcu, że postanowiliśmy wrócić tam następnego dnia z resztą ekipy - i oto foto-relacja z kopalni:

















sobota, 22 lipca 2006

Dzień 2: Zamek Świecie, kopalnia "Stanisław"

Dzień drugi nie skończył się na zwiedzianiu zamku Czocha. Do zagospodarowania pozostało jeszcze parę godzin, więc odłączyliśmy się od ekipy, i ruszyliśmy w stronę zamku Świecie. Z zamku tego niewiele już zostało, lecz ruiny czasami mogą być bardziej interesujące od wypieszczonych komnat działających zamków. I nie trzeba płacić przewodnikowi - wystarczy przejść ze spuszczoną głową obok tabliczki z zakazem wstępu.
Niewiele już po zamku zostało, wszystko w stanie rozpadu, widać jeszcze pozostałości po komnatach, klatkach schodowych, ale dzięki temu łatwiej jest uwierzyć w historię i legendy jakie z tym zamkiem są związane. Czasy w których zamek tętnił życiem są odległą historią tak jak mury tego zamku.







Po powrocie i szybkim obiadku pojechaliśmy jeszcze do Szklarskiej Poręby i mimo nie najlepiej zapowiadającej się pogody i sporej ilości kilometrów zdecydowaliśmy się na zdobywanie kopalni "Stanisław". Jest to ponoć położona najwyżej wEuropie odkrywkowa kopalnia. Wydobywali tu od bardzo dawna kwarc. W obecnej chwili nie widać tu żadnych robotników, śmigają tylko turyści i czasem ochrona z pobliskiego masztu GSM zapuści się w te rejony. Samochód zostawiliśmy przy stacji benzynowej. Zaopatrzyliśmy się w prowiant i baterie i ruszyliśmy w mgłę, za którą ponoć miała być kopalnia. Na szczęście dla moich nóg droga do kopalni była prosta i dosyć malownicza.



I jak widać - nie tylko my tu się dobrze bawiliśmy


A zdjęcia z samej kopalni wkrótce.

czwartek, 20 lipca 2006

13 chłopak - full

Po dosyć długim okresie od premiery, film w którym uczestniczyłem jako operator kamery trafilł do internetu. Chetnych i tych cierpliwszych zechęcam do oglądnięcia. A skoro mowa o szybkim internecie to pozdrawiam Państwa MN i JJ, którzy maja najszybszy internet w tej galaktyce. Im film załaduje się w jakieś ćwierć sekundy...

niedziela, 2 lipca 2006

Dzień 2: Zamek Czocha


Drugiego dnia zaplanowana była wycieczka na zamek Czocha. Spakowaliśmy się więc do trzech samochodów i w drogę. Na miejscu postanowiliśmy zwiedzić tą budowlę z przewodnikiem by zobaczyć więcej i więcej się dowiedzieć. Zanim jednak odnalazł sie przewodnik zdąrzyliśmy rozpierzchnąć się po dziedzincach i zwiedzić zamek na zewnątrz. Zamek tętni życiem, oprócz atrakcji turystycznej jest to prężnie działający hotel z noclegami za 40 - 500 zł. Za 40 zł dostaje się chyba prycze w lochach i kasze w manierce nieumytej. Za 500 ogromne łoże z zapadnią dla niewiernych, w cenie mamy cały apartament - skrzypiące szafy, łazienka z wyposażeniem z początku zeszłego stulecia. Wszystko świetnie zachowane i z niezwykle barwną historią, oczywiście jak to w zamkach - jest miłość, jest zdrada i jest kara, głęboka studnia, lochy, tajemne przejścia i duchy zmarłych fruwające nocami. O niezwykle barwnej historii, złodziejach, przemocy w rodzinie i nieślubnych dzieciach przeczytacie TUTAJ. A ja pokaże co uwieczniło cyfrowe oko mojego aparatu.

A oto oko Tomka.

Księciuniu Roberto von Levi's


Stuletnie wygody.

Okno w wieży.

Radosny rzezimieszek prowadzony przez rycerza Adriano.


Witrażyk


A tu w wieży trafiliśmy na samozwańczą królową - Katarzynę I i księżniczkę Sylvine. Omawiały strategię na drugie śniadanie.

niedziela, 25 czerwca 2006

Dzień 1: Świeradów - Smrek - Świeradów

0 7 z minutami cała pierwsza fala urlopowiczów tłumnie zebrała się na osiedlu w Żaganiu. 4 samochody z piskiem ruszyły na południe. Bazą był ośrodek wczasowy Relpolu w Świeradowie. Już nie pamiętam dokładnie, o której zjawiliśmy się na miejscu, ale niewiele czasu potrzebowaliśmy na aklimatyzację. Chwila rozpakowywania i chwila na przygotowania do pierwszej pieszej wędrówki...i w górę!! Pierwszy etap pokonaliśmy w rozszerzonym składzie. Cała ekipa zebrała się w pijalni wody.


Tam krótki relaks w ciekawych wnętrzach wśród emerytów i rencistów wypiliśmy też troszkę wody, ale jak tak ma smakować woda lecznicza to ja dziękuję bardzo. Smakowała jak zardzewiała rura.
W góry ruszyliśmy już sami, czyli ja, Kaśka i Tomek, w kieszeniach i plecakach bukłaki z wodą na suchoty, oraz dawka piwa na zakwasy.


Na pewno tego dnia zrobiliśmy najdłuższą trasę i weszliśmy najwyżej. Na początku było ciężko - żar walił z nieba niesamowity, pewnie nasze organizmy przyzwyczajone do nizinnych krótkich tras nagle doznały szoku. W końcu dotarliśmy do ujęcia wody, stąd z tego, co mówili bierze się woda w pijalni. Po krótkiej analizie stwierdziłem, że smak zardzewiałej rury bierze się z... zardzewiałej rury, a woda w ujęciu wcale smakiem nie przypomina tej na dole.
Wraz ze wzrostem metrów nad poziomem morza zbliżał się pierwszy punkt podróży zaplanowany na dole, czyli dawna siedziba drwali z pomysłowym prysznicem rodem z dzikiego zachodu.



Chwilę później przekroczyliśmy 1000 m.n.p.m. I obyło się bez dodatkowego tlenu, a gdybyśmy utrzymali tempo 1000m/h to z pewnością dalibyśmy radę zdobyć Mount Everest w jeden dzień, a nie jak Martyna W. - dwa miesiące.
Schronisko na Stogu Izerskim jakoś nas nie zainteresowało, tłoczno, średnia wieku jakieś 50 lat i do tego sami Niemcy, no i piwo jakieś nieznane. Przez szczyt Stogu Izerskiego (1107m) ruszyliśmy w kierunku turystycznego przejścia granicznego Smrek położonego na 1123 metrze. Wyżej już do końca urlopu nie udało się wejść.







Zejście do naszego domku było najgorsze, prawdą jest, że lepiej podchodzić niż schodzić. Na szczęście skrót nieco urozmaicił zejście i błyskawicznie znaleźliśmy się w Świeradowie. Szybki prysznic, piwko w dłoń i sielanka, czyli grill na świeżym powietrzu. Tak zakończył się pierwszy dzień wyprawy.

poniedziałek, 19 czerwca 2006

Zdobyliśmy tysięcznik...

W niedzielę grupa odważnych i niepokonanych globetroterów zakończyła, w sumie czterodniowy, urlop 'wypoczynkowy'. Zaczęła się praca i czasu zostaje niewiele. Uzbrojcie się w cierpliwość, niebawem więcej zdjęć.


A teraz z zupełnie innej beczki - najnowsza reklama Simplusa (genialna):

czwartek, 15 czerwca 2006

Urlop czas zacząć.

Już za parę chwil wyruszam na krótki urlop - cztery dni w górach. Relacja w przyszłym tygodniu.