Muszę jeszcze raz wrócić do jesiennych klimatów, które już odeszły w zapomnienie.
W połowie października piękna pogoda nie odpuszczała. Z Jagódką udaliśmy się więc w to samo miejsce co w poprzednim poście. Zrobiłem tam zdjęcie, które docelowo miało być wykorzystane do dosyć mozolnej obróbki komputerowej. Niestety nie przygotowałem się teoretycznie i ustawienia aparatu uniemożliwiły mi zrobienie takiego efektu jak chciałem i na pewno mocno utrudniły obróbkę - troszkę za długi czas...
Po drodze spotkaliśmy sarenkę, która nam niemal spod nóg wyskoczyła i takiego oto stwora.
Poniżej wspomniane zdjęcie. Ja na pewno do tego efektu wrócę, ale coś mi się wydaje, że dopiero za rok...
poniedziałek, 26 listopada 2007
poniedziałek, 19 listopada 2007
OBIEKTYWnie patrząc - mamy jesień
Październik zaskoczył wszystkich niesamowicie piękną pogodą. Większość dni była słoneczna, co w połączeniu z nadchodzącą tzw. 'złotą polską jesienią' pozytywnie nastrajało każdy żywy organizm. Dnia 14 października byłem nastrojony pozytywnie co najmniej do potęgi drugiej. Dane mi było testować obiektyw - o tym już pisałem. Ten dzień w całości dzisiaj na blogu.
Niedziela - zaplanowany był obiadek u Mamy, ale wcześniej udało się z Reaperem wyskoczyć na byłą jednostkę wojskową rozgrzać nieco nasze matryce.
Najbardziej spodobały mi się te kontrasty - zielone liście na tle tych jesiennych.
No i mały tuning. Może zaraz dorzucę tą fotę w rozmiarze pulpitowym - u mnie ładnie wygląda.
Spacer na aleję, a tam jak zwykle w centrum uwagi tłumu - Elizka, a obiad mimo że na drugim miejscu - był pyszny.
I tapetkę można zobaczyć tutaj no i ściągnąć oczywiście
Zamiast sjesty - wypad na ogródek - tu zawsze jest co fotografować, ale konik polny-inwalida to obiekt kontrowersyjny.
Zabawa z głębią ostrości - zdjęcie poniżej zrobił Reaper.
A tu On i jego.
Niedziela - zaplanowany był obiadek u Mamy, ale wcześniej udało się z Reaperem wyskoczyć na byłą jednostkę wojskową rozgrzać nieco nasze matryce.
Najbardziej spodobały mi się te kontrasty - zielone liście na tle tych jesiennych.
No i mały tuning. Może zaraz dorzucę tą fotę w rozmiarze pulpitowym - u mnie ładnie wygląda.
Spacer na aleję, a tam jak zwykle w centrum uwagi tłumu - Elizka, a obiad mimo że na drugim miejscu - był pyszny.
I tapetkę można zobaczyć tutaj no i ściągnąć oczywiście
Zamiast sjesty - wypad na ogródek - tu zawsze jest co fotografować, ale konik polny-inwalida to obiekt kontrowersyjny.
Zabawa z głębią ostrości - zdjęcie poniżej zrobił Reaper.
A tu On i jego.
środa, 14 listopada 2007
FotoTrip - Baza rakiet jądrowych - Sulęcin
No i mamy październik, a dokładniej dzień 6 tego miesiąca. Z uwagi na sprzyjające warunki, także pogodowe, postanowiliśmy powrócić to starego tematu, a mianowicie poradzieckiej bazy rakiet jądrowych. Początkowo mieliśmy przewidziane na to cały dzień, dlatego cały wieczór dnia poprzedniego spędziłem na planowaniu. Sulęcin znajduje się bowiem w bardzo bliskim sąsiedztwie poniemieckich umocnień z czasu II WŚ. Kartki zapełniły się obiektami, których jeszcze nie widzieliśmy. Niestety zmuszeni byliśmy opóźnić wyjazd z powodu... szkoda czasu na zbędne rozpisywanie, do rzeczy!!
Oto most obrotowy poniemiecki, zbudowany w czasie wojny. Jak patrze na takie budowle to dopiero zauważam jak ogromna była niemiecka machina wojenna, jakie środki były przeznaczane na działania wojenne. Prawdopodobnie ta budowla nigdy nie sprawdziła się w akcji, albo tak jak w przypadku międzyrzeckich umocnień została szybko i bezboleśnie zdobyta.
Szkoda tylko, że nie było nam dane zobaczyć wnętrza, ktoś współczesny założył kłódkę. Na nic moje wysiłki.
A wszystko po to, aby na chwilę zatrzymać na chwilę front nieprzyjaciela przed taką niezbyt okazałą rzeczką. Chmmmm dziwna taktyka, ale może w owych czasach miała sens.
Krótka historia obiektu...
Ostatnie foty i do wozu.
Po drodze foto przyrody.
Tym razem droga zdobyta za pomocą komunikatora Gadu-Gadu okazała się trafna. Mieszkanieć Sulęcina niczym odbiornik GPS wyznaczył trasę dojazdu. Muszę tutaj przypomnieć, że raz już szukaliśmy tej bazy z marnym skutkiem. Niewiele osób wie, że na terenie Polski mogły być przechowywane radzieckie głowice jądrowe. Mogły, bo tak naprawdę nie wiadomo czy faktycznie były. Takie było przeznaczenie tych obiektów. Coś było na rzeczy, gdyż ochroną prawdopodobnie nie zajmowała się armia tylko Specnaz - służby specjalne.
W takich silosach znajdowały się mobilne wyrzutnie rakiet w każdej chwili gotowe do akcji.
Głównym i najciekawszym celem były jednak znajdujące się częściowo pod ziemią magazyny.
Wszystkie wejścia niestety zostały zasypane, być może ze względów bezpieczeństwa... my sami potrafimy zadbać o nasze bezpieczeństwo, więc mierzyliśmy każdy otwór i sprawdzaliśmy co nas czeka w środku.
W końcu dzielna Kaśka odnalazła dziurę odpowiadającą naszym gabarytom. Puściliśmy sondę, czyli mnie na zwiady. Trzeba dodać, że w środku panują całkowite ciemności, pomieszczenia są duże, więc latarka oświetla mały fragmencik, nie widać co znajduje się poza oświetlanym miejscem. To wzmaga nieco poziom adrenaliny i właśnie dlatego lubimy jeździć w takie miejsca.
Dopiero po zrobieniu zdjęcia z lampą można było na wyświetlaczu aparatu zobaczyć co znajduje się przed nami. Niestety w ciągu kilku ostatnich lat miejsce to zostało ograbione praktycznie ze wszystkiego. Nie było nam dane zobaczyć elektroniki, którą widzieliśmy na zdjęciach innych ekspedycji w internecie. Prawdopodobnie niebawem nic już tam nie zostanie, byliśmy bowiem niemal świadkami wywozu płyt betonowych. Część z nich już zabrano, a część była przygotowana do wywozu.
Zwiedziliśmy wszystkie pomieszczenia, ocalał tylko kibelek, ale woleliśmy nie korzystać. Może do naszych czasów przetrwała jakaś poradziecka bakteria... Swoją drogą kibelek wyglądał dosyć nieestetycznie.
Zwiedziliśmy wszystko co się dało, mnóstwo zakamarków, pokoi. Pewnie miały one zapewnić jako takie warunki przebywającej tu ekipy. Zatrzymaliśmy się na dłużej w jednym z magazynów, gdzie wykorzystaliśmy zewnętrzną lampę błyskową do zabaw z długimi czasami naświetlania. Śmiechu po pachy.
Kilka wspólnych fotek.
I czas wracać. Tak długi czas bez zasięgu sieci komórkowej zaniepokoił pewne osoby. Nie ma żartów :-)
Oto most obrotowy poniemiecki, zbudowany w czasie wojny. Jak patrze na takie budowle to dopiero zauważam jak ogromna była niemiecka machina wojenna, jakie środki były przeznaczane na działania wojenne. Prawdopodobnie ta budowla nigdy nie sprawdziła się w akcji, albo tak jak w przypadku międzyrzeckich umocnień została szybko i bezboleśnie zdobyta.
Szkoda tylko, że nie było nam dane zobaczyć wnętrza, ktoś współczesny założył kłódkę. Na nic moje wysiłki.
Instalacje zewnętrzne wyglądały imponująco, gdzieś nawet wyczytałem, że były one obsługiwane siłą mięśni. Duża ilość stali z wytłoczeniami "Friedrich Krupp AG" z roku 1938. Koncern Krupp należał do największych jeśli chodzi o zaopatrzenie machiny wojennej. Na niektórych elementach znajdował się smar, ciekawe czy stary? Wcale bym się nie zdziwił gdyby ten most okazał się sprawny.
A wszystko po to, aby na chwilę zatrzymać na chwilę front nieprzyjaciela przed taką niezbyt okazałą rzeczką. Chmmmm dziwna taktyka, ale może w owych czasach miała sens.
Krótka historia obiektu...
Ostatnie foty i do wozu.
Po drodze foto przyrody.
Tym razem droga zdobyta za pomocą komunikatora Gadu-Gadu okazała się trafna. Mieszkanieć Sulęcina niczym odbiornik GPS wyznaczył trasę dojazdu. Muszę tutaj przypomnieć, że raz już szukaliśmy tej bazy z marnym skutkiem. Niewiele osób wie, że na terenie Polski mogły być przechowywane radzieckie głowice jądrowe. Mogły, bo tak naprawdę nie wiadomo czy faktycznie były. Takie było przeznaczenie tych obiektów. Coś było na rzeczy, gdyż ochroną prawdopodobnie nie zajmowała się armia tylko Specnaz - służby specjalne.
W takich silosach znajdowały się mobilne wyrzutnie rakiet w każdej chwili gotowe do akcji.
Głównym i najciekawszym celem były jednak znajdujące się częściowo pod ziemią magazyny.
Wszystkie wejścia niestety zostały zasypane, być może ze względów bezpieczeństwa... my sami potrafimy zadbać o nasze bezpieczeństwo, więc mierzyliśmy każdy otwór i sprawdzaliśmy co nas czeka w środku.
W końcu dzielna Kaśka odnalazła dziurę odpowiadającą naszym gabarytom. Puściliśmy sondę, czyli mnie na zwiady. Trzeba dodać, że w środku panują całkowite ciemności, pomieszczenia są duże, więc latarka oświetla mały fragmencik, nie widać co znajduje się poza oświetlanym miejscem. To wzmaga nieco poziom adrenaliny i właśnie dlatego lubimy jeździć w takie miejsca.
Dopiero po zrobieniu zdjęcia z lampą można było na wyświetlaczu aparatu zobaczyć co znajduje się przed nami. Niestety w ciągu kilku ostatnich lat miejsce to zostało ograbione praktycznie ze wszystkiego. Nie było nam dane zobaczyć elektroniki, którą widzieliśmy na zdjęciach innych ekspedycji w internecie. Prawdopodobnie niebawem nic już tam nie zostanie, byliśmy bowiem niemal świadkami wywozu płyt betonowych. Część z nich już zabrano, a część była przygotowana do wywozu.
Zwiedziliśmy wszystkie pomieszczenia, ocalał tylko kibelek, ale woleliśmy nie korzystać. Może do naszych czasów przetrwała jakaś poradziecka bakteria... Swoją drogą kibelek wyglądał dosyć nieestetycznie.
Zwiedziliśmy wszystko co się dało, mnóstwo zakamarków, pokoi. Pewnie miały one zapewnić jako takie warunki przebywającej tu ekipy. Zatrzymaliśmy się na dłużej w jednym z magazynów, gdzie wykorzystaliśmy zewnętrzną lampę błyskową do zabaw z długimi czasami naświetlania. Śmiechu po pachy.
Kilka wspólnych fotek.
I czas wracać. Tak długi czas bez zasięgu sieci komórkowej zaniepokoił pewne osoby. Nie ma żartów :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)