niedziela, 4 listopada 2007

Jarmark Michała 2007

Różnica między Żarami a Żaganiem polega na tym, że Żary za miejskie pieniądze robią wszystko co trzeba w mieście zrobić, a Żagań robi Jarmark Michała. Co do jakości zapraszanych gwiazd można by było się sprzeczać, na plus jednak zasługują wesołe miasteczka, które swoją wielkością przekraczają te żarskie wielokrotnie. Niektóre z obecnych atrakcji znacznie zwiększały poziom 4-[1-hydroksy-2-(metyloamino)etylo]benzeno-1,2-diolu. Ja jednak zamiast tego hormonu i za te same pieniądze wolę zwiększyć poziom... W każdym bądź razie działanie jest dłuższe, a dzięki temu przyjemniejsze.


Uwaga nasza skupiła się więc na koncertach i na znajomych. Koncerty oczywiście wybraliśmy zgodnie z naszym gustem i tak pierwszego dnia zamiast obiecanego Debetu zagrał Aligator. Niewielka to różnica jak się okazało. Muzycy niemal ci sami, nowy na pewno wokalista - który zaprezentował się genialnie - jego interpretacje piosenek po prostu wbiły nas w namokniętą murawę. Dobił nas jeszcze perkusista (ten od wypadającej pałeczki) - ostro i na dwie stopy. To lubię - brawo Maniek!!

(...podziękowania dla Drozdków :-)



Po Aligatorze - Snake Charmer z Wrocławia. Rock a nawet rock z rollem, bo energia płynęła już nie tylko z perkusji, ale z całego zespołu. Całość więc zachęcała do wskoczenia w pogujący tłum, co pewnie skończyłoby się wstrząsem pikseli w aparacie i kłopotami z odcinkiem szyjnym kręgosłupa. Ogólnie mówiąc - POLECAM!! Uwaga jednak na wokalistę, który może speszyć słabsze osoby. Koleś nie słuchał mamy. Panie wokalisto - rada: najpierw majtki, później spodnie. Nie odwrotnie!! :-)



Drugiego dnia gwiazdą wieczoru był DŻEM!! Tu już nie wypada komentować - po prostu nie jestem godzien. Bardziej kultowej kapeli w PL nie ma.

Tymczasem w niedzielę rozchorowała nam się Doda - co chyba wyszło na dobre, bo w Żaganiu pojawił się zespół Feel. Po wydanej parę dni temu płycie stwierdzam, że fanem tego zespołu raczej nie zostanę. W Żaganiu miałem okazję po raz pierwszy usłyszeć na żywo co mają do zaoferowania. Live było wystarczająco dobrze, może nie tak ostro jak bym chciał, ale ujdzie. Tymczasem z całej płyty fajne są tylko dwie piosenki + trzecia cover, a reszta to ballady, przy których nastolatki będą toczyć litry łez pod plakatem wokalisty. Taką publikę sami wybrali, co pewnie finansowo będzie im odpowiadało, ale czy da wystarczającą satysfakcję? Chcieli być jak U2 - tymczasem większość ich słuchaczy to pewnie pokolenie Tokio Hotel. Oj nie tędy droga. Do tego mam wrażenie, że zbyt mocno inspirują się innymi zespołami - ja to już gdzieś słyszałem. Posłuchać trzeba, w końcu wygrali SOPOT 2007. Byle na 'lajfie' dalej było widać tą radość z grania.




3 komentarze:

Anonimowy pisze...

wielce interesująca recenzja :)

Unknown pisze...

nabijasz sie??

Anonimowy pisze...

jak już zdążyłem wyjaśnić osobiście - teraz jeszcze na forum odpowiem - nie, nie nabijam się, wręcz przeciwnie. bardzo fajnie-z ukrytym jajem-po prostu po "dudzińskiemu"