I oto jestem - powoli wracam do stanu sprzed spięcia, które pozbawiło mnie poczciwego komputerka. Umarł zasilacz i płyta główna. Zasilacz poszedł pierwszy. Pamiętam jak dziś ten dzień, kiedy zadzwonił telefon z informacją: "Płonie twój komputer!". Szybka reakcja, próba resuscytacji, defibrylator - nie pomogły. Strata ogromna, pierwsze poważne dziecko mojego portfela poszło z dymem, a pozostał tylko zapach palonego ebonitu lub kryptonitu - sam nie wiem. Największą karę poniosło truchełko zasilacza. Wspólnie z Markiem zbeszcześciliśmy jego zwłoki kopniakami. W furii potraktowałem go Skodą Felicją - jej masa zrobiła swoje, koroner stwierdził zgon. Po paru dniach zgon potwierdzono u płyty głównej. Reszta komponentów wyszła z opresji bez szwanku, no może z odrobiną swądu zwędzonej elektroniki. A powodem wszystkiego była żarska Energetyka, która tak mi podziękowała za miliony kilowatów zużytych przez ten sprzęt. Nie pomogła listwa przeciwprzepięciowa. Wczoraj ożyłem w środowisku linuxowym a dzisiaj w bardziej przyjaznym otoczeniu mogę już pisać posta. Tomek wypożyczył płytę główną (dzięki!!), zasilacz kupiłem - tym razem nieco bardziej zabezpieczony, powoli instaluję niezbędne oprogramowanie i szukam finansów na zakup własnej płyty głównej. A oto zachód słońca, który na chwilę oderwał mnie od komputera:
A poza tym zdjęcie, które powstało w okresie bezkomputerowym a zostało zmontowane dzisiaj - panorama Żar z okna byłego mieszkania Marka.
Lepsza jakość na maila.
I to tyle na dziś.
niedziela, 30 kwietnia 2006
środa, 26 kwietnia 2006
niedziela, 23 kwietnia 2006
FotoTrip - MRU 2006
Zmęczenie spowodowało,że masa tekstu, który przygotowywałem przez ostatnie trzy godziny za pomocą magicznego przycisku 'x' w prawym górnym rogu przeglądarki wysłałem w przestrzeń Matrixa i jest nie do odzyskania. I ciul. Popracuje więc nad skróconą wersją a po fakty historyczne zapraszam www.bunkry.pl.
Podejście drugie:
Niedzielny poranek - 23 kwietnia 2006. Niemal bez poślizgu cała ekipa w składzie: ja (Dudzin), Hurricane, Tomek, Kaśka i Marek wyruszyła w kierunku Międzyrzecza.
W końcu doszła do skutku wycieczka do Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, a niewątpliwie jest to najciekawsze miejsce w tej części Polski. Mało tego - bunkry są tylko częścią atrakcji okolicy Międzyrzecza, wśród obiekty hydro-techniczne (należące do systemu umocnień), pozostałości proradzieckie, rzeki, jeziora i tereny podmokłe. Jest więc możliwe, że kiedyś pojawię się jeszcze w tym regionie.
Zacznijmy od początku. Swoją podróż zaczęliśmy przy wejściu do Pętli Boryszyńskiej. Początkowo plan polegał na zwiedzaniu naziemnej części fortyfikacji. Pomimo nienajgorszego przygotowania jakoś nam nie najlepiej szło. Mieliśmy kompas i mapy, dołączył do nas samotny wędrownik z młotkiem w torbie i dotarliśmy do bunkra. Tylko czemu ominęliśmy ścieżkę i przecieraliśmy szlaki w buszu?? Busz owszem ciekawy,
mniej ciekawe za to były krzaczory mocno uzbrojone w kolce, które pozostawiły liczne ślady na nieosłoniętych częściach ciała. Góra - dolina - góra - dolina i liany jak u Tarzana. W końcu znaleźliśmy to czego nasz przyjaciel z młotkiem szukał ponoć od 40 lat. Niestety wejście do podziemi było zamknięte - może i dobrze.
Po tym incydencie postanowiliśmy zwiedzić coś konkretnego, bo czas się kurczył a emocji brakowało. Oddzieliliśmy się od samotnika i popędziliśmy z powrotem (tym razem drogą).
Po drodze mijając zęby, czyli postrach czołgów, ogromniaste ścierniska i kłusujące sarny.
Szybko znalazł się przewodnik i potrzebna ilość turystów - w sumie chyba 15 osób.
Szybki prowiant, ciepłe ciuchy, latarki i w drogę!! Nieźle zorientowany przewodnik wprowadził nas w historię całego obiektu, zagrożenia z nim związane, daty, kilometry, tony i tysiące, bo każda liczba związana z bunkrami zazwyczaj ma kilka zer.
Przykładowo - mieszka tutaj więcej nietoperzy niż ludzi w Żaganiu (nawet włączając tych garujących w ZG:-)pozdrawiam) - 30 000. Po wejściu od razu widać ogrom przedsięwzięcia, głębokie na kilka pięter klatki schodowe doprowadzają nas do bezkresnych torowisk.
Wewnątrz straszna cisza, sucho pod stopami i ciągły ruch świeżego i zimnego powietrza. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie geniusz konstruktorów - nic tu nie jest przypadkowe. Wentylacja, odwadnianie - to wszystko nadal działa i to za sprawą prostych praw fizyki. W każdej chwili i na każdym kroku widać jak trudne mogłoby być zdobywanie tego obiektu gdyby tylko było dobrze bronione. W hali remontowej zostaliśmy poddani testowi - przewodnik stwierdził, że nie wytrzymamy w ciszy bez włączonych latarek 15 sekund. Skubany - wygrał, cisza trwała jakieś 8 sekund (mam nagrane). I to było bardzo ciekawe 8 sekund - całkowita cisza (nie do uzyskania na powierzchni) w tych korytarzach łamie nawet najmocniejszych twardzieli. To taki horror, tylko nie w TV a w rzeczywistości. Kto nie wierzy - niech sprawdzi. A chętnych było paru, niektórzy przypłacili to życiem.
Nawet Marek znany z nadludzkiej orientacji poczuł respekt.
Ale bunkry to nie tylko plan horroru - to np. koszary dla 360 żołnierzy, dworce kolei podziemnej, windy, toalety, hale i nietoperze, które gdzieś miały światła latarek i błyski z aparatów.
Można by jeszcze długo opisywać, można też jeszcze wiele zobaczyć - naprawdę warto.
Podejście drugie:
Niedzielny poranek - 23 kwietnia 2006. Niemal bez poślizgu cała ekipa w składzie: ja (Dudzin), Hurricane, Tomek, Kaśka i Marek wyruszyła w kierunku Międzyrzecza.
W końcu doszła do skutku wycieczka do Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, a niewątpliwie jest to najciekawsze miejsce w tej części Polski. Mało tego - bunkry są tylko częścią atrakcji okolicy Międzyrzecza, wśród obiekty hydro-techniczne (należące do systemu umocnień), pozostałości proradzieckie, rzeki, jeziora i tereny podmokłe. Jest więc możliwe, że kiedyś pojawię się jeszcze w tym regionie.
Zacznijmy od początku. Swoją podróż zaczęliśmy przy wejściu do Pętli Boryszyńskiej. Początkowo plan polegał na zwiedzaniu naziemnej części fortyfikacji. Pomimo nienajgorszego przygotowania jakoś nam nie najlepiej szło. Mieliśmy kompas i mapy, dołączył do nas samotny wędrownik z młotkiem w torbie i dotarliśmy do bunkra. Tylko czemu ominęliśmy ścieżkę i przecieraliśmy szlaki w buszu?? Busz owszem ciekawy,
mniej ciekawe za to były krzaczory mocno uzbrojone w kolce, które pozostawiły liczne ślady na nieosłoniętych częściach ciała. Góra - dolina - góra - dolina i liany jak u Tarzana. W końcu znaleźliśmy to czego nasz przyjaciel z młotkiem szukał ponoć od 40 lat. Niestety wejście do podziemi było zamknięte - może i dobrze.
Po tym incydencie postanowiliśmy zwiedzić coś konkretnego, bo czas się kurczył a emocji brakowało. Oddzieliliśmy się od samotnika i popędziliśmy z powrotem (tym razem drogą).
Po drodze mijając zęby, czyli postrach czołgów, ogromniaste ścierniska i kłusujące sarny.
Szybko znalazł się przewodnik i potrzebna ilość turystów - w sumie chyba 15 osób.
Szybki prowiant, ciepłe ciuchy, latarki i w drogę!! Nieźle zorientowany przewodnik wprowadził nas w historię całego obiektu, zagrożenia z nim związane, daty, kilometry, tony i tysiące, bo każda liczba związana z bunkrami zazwyczaj ma kilka zer.
Przykładowo - mieszka tutaj więcej nietoperzy niż ludzi w Żaganiu (nawet włączając tych garujących w ZG:-)pozdrawiam) - 30 000. Po wejściu od razu widać ogrom przedsięwzięcia, głębokie na kilka pięter klatki schodowe doprowadzają nas do bezkresnych torowisk.
Wewnątrz straszna cisza, sucho pod stopami i ciągły ruch świeżego i zimnego powietrza. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie geniusz konstruktorów - nic tu nie jest przypadkowe. Wentylacja, odwadnianie - to wszystko nadal działa i to za sprawą prostych praw fizyki. W każdej chwili i na każdym kroku widać jak trudne mogłoby być zdobywanie tego obiektu gdyby tylko było dobrze bronione. W hali remontowej zostaliśmy poddani testowi - przewodnik stwierdził, że nie wytrzymamy w ciszy bez włączonych latarek 15 sekund. Skubany - wygrał, cisza trwała jakieś 8 sekund (mam nagrane). I to było bardzo ciekawe 8 sekund - całkowita cisza (nie do uzyskania na powierzchni) w tych korytarzach łamie nawet najmocniejszych twardzieli. To taki horror, tylko nie w TV a w rzeczywistości. Kto nie wierzy - niech sprawdzi. A chętnych było paru, niektórzy przypłacili to życiem.
Nawet Marek znany z nadludzkiej orientacji poczuł respekt.
Ale bunkry to nie tylko plan horroru - to np. koszary dla 360 żołnierzy, dworce kolei podziemnej, windy, toalety, hale i nietoperze, które gdzieś miały światła latarek i błyski z aparatów.
Można by jeszcze długo opisywać, można też jeszcze wiele zobaczyć - naprawdę warto.
Pozdrowienia z MRU
Wyszlismy z podziemi,wkrotce relacja,pogoda na powierzchni radykalnie się zmieniła.Było słonecznie a teraz pada i grzmi.
środa, 19 kwietnia 2006
FotoTrip: Zasieki-Brody
Lany poniedziałek w końcu wygonił nas z domu. Z Markiem i Kaśką pojechaliśmy do Zasiek, gdzie w planach była poniemiecka fabryka amunicji. Bardzo ciekawe miejsce lecz na zwiedzenie obszaru całej fabryki potrzeba conajmniej dnia a my mogliśmy spędzić tam tylko godzinę. Później mieliśmy spotkać się z Łukaszm i Tomkiem w następnym punkcie wycieczki.
Fabryka ta rozporszona jest na stosunkowo sporym obszarze. Ogólnie budynki są świetnie zachowane. Jest co zwiedzać, lecz czas nie pozwolił na wiele i miejscowi, ktorzy pomogli nam tam dojechać ostrzegali o wypadkach. Proch jak wino - im starsze tym lepsze. A wypadki w tym miejscu sie zdarzały.
Czas sie kurczył, więc musieliśmy zmykać. Nie obyło się bez przygód - trasa przejazdu okazała się zwykłą leśną ścieżką, a Skoda to nie Land Rover. Cudem, przy małej pomocy Marka dotarliśmy do osady. Z Łukaszem i Tomkiem spotkaliśmy się w Trzebielu i po krótkiej odprawie popędziliśmy w kierunku Brodów. Po drodze we wsi Łazy naszym oczom ukazała się opuszczona fabryka o nieznanym przeznaczeniu. Niektorzy eksplorowali, inni uczyli się latać - nudno nie było.
Fabryka ta rozporszona jest na stosunkowo sporym obszarze. Ogólnie budynki są świetnie zachowane. Jest co zwiedzać, lecz czas nie pozwolił na wiele i miejscowi, ktorzy pomogli nam tam dojechać ostrzegali o wypadkach. Proch jak wino - im starsze tym lepsze. A wypadki w tym miejscu sie zdarzały.
Czas sie kurczył, więc musieliśmy zmykać. Nie obyło się bez przygód - trasa przejazdu okazała się zwykłą leśną ścieżką, a Skoda to nie Land Rover. Cudem, przy małej pomocy Marka dotarliśmy do osady. Z Łukaszem i Tomkiem spotkaliśmy się w Trzebielu i po krótkiej odprawie popędziliśmy w kierunku Brodów. Po drodze we wsi Łazy naszym oczom ukazała się opuszczona fabryka o nieznanym przeznaczeniu. Niektorzy eksplorowali, inni uczyli się latać - nudno nie było.
wtorek, 18 kwietnia 2006
Uwaga!!
Kiedyś w planach miałem uruchomienie strony internetowej. Strona ta w wersji testowej nadal znajduje się pod adresem www.dudzin81.webpark.pl. Od tamtej pory wiele się zmieniło a strona nigdy nie wyszła z fazy testów. Ruszył za to blog, który w pełni potrafi okiełznać płodność Dudzina/Tandety.
W związku z tym postanowiłem przenieść przekierowania i teraz blog można znależć pod tymi adresami (może łatwiejsze do zapamiętania):
www.dudzin.z.pl
www.tandeta.z.pl
A tymczasem zachęcam do pozostawiania śladu waszej fizycznej obecności na blogach - KOMENTUJCIESZ!!
W związku z tym postanowiłem przenieść przekierowania i teraz blog można znależć pod tymi adresami (może łatwiejsze do zapamiętania):
www.dudzin.z.pl
www.tandeta.z.pl
A tymczasem zachęcam do pozostawiania śladu waszej fizycznej obecności na blogach - KOMENTUJCIESZ!!
poniedziałek, 17 kwietnia 2006
I belive i can FLY.....
Oto oficjalna reklama na zaprzyjaźnionym blogu. Brawa dla Hurricane'a - udało mu się w świetny sposób uwiecznić jak Dudzin spełnia marzenia. Naprawdę latałem. Oto praca Hurricane'a:
I postępując zgodnie z zasadą barteru zapraszam na odnowiony blog:
http://digital.blogsome.com
Wkrótce moja relacja z dziesiejszej wyprawy: FotoTrip: Zasieki-Brody 2006.
I postępując zgodnie z zasadą barteru zapraszam na odnowiony blog:
http://digital.blogsome.com
Wkrótce moja relacja z dziesiejszej wyprawy: FotoTrip: Zasieki-Brody 2006.
niedziela, 16 kwietnia 2006
O modyfikowaniu zdjęć...
Eksplorując moje archiwa zdjęciowe natrafiłem na takie:
Nic specjalnego, autoportret zwykły. Ale narcyzem nie jestem, a na zdjęciu jak byk widać, że sam sobie to zdjęcie zrobiłem. Trza więc zmodyfikować zdjęcie - takie postawiłem sobie zadanie i nie było to takie trudne, w sumie zajęło jakieś cztery minuty. Oto efekt:
Jak widać zniknął aparat z okularów, ale ja jeszcze zauważyłem pewien element przeszkadzający, w końcu to jest obrazek do postawienia w przydomowej kapliczce. Element usunięto tu:
Nie przyjmuje zażaleń od elementów usuniętych!! :-)
Nic specjalnego, autoportret zwykły. Ale narcyzem nie jestem, a na zdjęciu jak byk widać, że sam sobie to zdjęcie zrobiłem. Trza więc zmodyfikować zdjęcie - takie postawiłem sobie zadanie i nie było to takie trudne, w sumie zajęło jakieś cztery minuty. Oto efekt:
Jak widać zniknął aparat z okularów, ale ja jeszcze zauważyłem pewien element przeszkadzający, w końcu to jest obrazek do postawienia w przydomowej kapliczce. Element usunięto tu:
Nie przyjmuje zażaleń od elementów usuniętych!! :-)
FotoTrip - Gryżyce 2005
Wczesnym a nawet baaardzo wczesnym rankiem wybraliśmy się na największą sztuczną górę w okolicy, czyli kopalnie piachu niedaleko Żagania. Celem był wschód słońca w porannej mgle.. mgły nie było a wschód też nie zachwycił. Oto kilka zdjęć z tego wyjazdu, są to pierwsze zdjęcia modyfikowane na tym blogu. Może niebawem dorzuce jeszcze pare.
piątek, 7 kwietnia 2006
Woodstock 2005 - fotostory
Coraz bliżej do tegorocznego PW, ale często jeszcze wracam myślami do zeszłorocznego. W związku z moją pasją foto/video postanowiłem sprawdzić się w innej funkcji. Od 2000 r. śmigałem w szeregach Pokojowego Patrolu, a przed rokiem zedebiutowałem jako Kręcioła, czyli pomoc ekipie rejestrującej całe wydarzenie. Ta funkcja oprócz ciężkiej pracy dała mi możliwość cykania i kręcenia, ale zacznijmy od początku a na początku był chaos.
Życie na polu nabierało tępa, pracowała technika, pracował patrol, pracowali też woodstokowicze. No i oczywiście kręcioła szukała ujęć.
Nawet podobała mi się pogoda, odrobina słońca, troszkę deszczu, czasami więcej deszczu, ale komu to przeszkadza?? Nam nie, im też nie.
Najważniejsi na PW są ludzie. Niesamowity przekrój społeczeństwa. Masa która powoduje, że chce się tam wracać. Kolorowi na maksa, mili, uśmiechnięci, czujący klimat, a nawet w dresach (serio). Oczywiście jak to w społeczeństwie a ostatnio nawet w polityce znajdą się zadymiarze, ale tacy nie są tolerowani a taka masa szybko i delikatnie ich ucisza. A oto ludzie:
Czy te oczy mogą...ciężko jej popatrzyć prosto w oczy, istny devil:
Ludzie tworzyli magiczną masę a scena swoją mocą powodowała drgania masy, ponoć moc tupnięcia tych ludzi przelicza się w megatonach:
Były wywiady, konferecje i wejścia na żywo:
Prysznic, błotko i zbiorowe poranne mycie czyli punkty do odchaczenia w codziennym woodstockowym planie dnia:
A tutaj masa pokryła krany:
Przed oficjalnym otwarciem każdy ma szansę na promocję swojego miasta i siebie samego - UWAGA! NAJWIĘKSZY BILBOARD PUBLICZNY OTWARTY:
No i BRODACZE specjalnie dla Tandety:
Ale wszyscy czekali na sedno całego przedsięwzięcia - KONCERTY:
Cudny Carrantuohill , który jak widać nie tylko mi się podoba - był Jurek, Gorg z Alicją i Krzychu:
Wszystko co dobre szybko się kończy i mam nadzieję, że w nowych butach spotkamy się w tym samym składzie już w lipcu.
Ktoś ma swoje wspomnienia??
Życie na polu nabierało tępa, pracowała technika, pracował patrol, pracowali też woodstokowicze. No i oczywiście kręcioła szukała ujęć.
Nawet podobała mi się pogoda, odrobina słońca, troszkę deszczu, czasami więcej deszczu, ale komu to przeszkadza?? Nam nie, im też nie.
Najważniejsi na PW są ludzie. Niesamowity przekrój społeczeństwa. Masa która powoduje, że chce się tam wracać. Kolorowi na maksa, mili, uśmiechnięci, czujący klimat, a nawet w dresach (serio). Oczywiście jak to w społeczeństwie a ostatnio nawet w polityce znajdą się zadymiarze, ale tacy nie są tolerowani a taka masa szybko i delikatnie ich ucisza. A oto ludzie:
Czy te oczy mogą...ciężko jej popatrzyć prosto w oczy, istny devil:
Ludzie tworzyli magiczną masę a scena swoją mocą powodowała drgania masy, ponoć moc tupnięcia tych ludzi przelicza się w megatonach:
Były wywiady, konferecje i wejścia na żywo:
Prysznic, błotko i zbiorowe poranne mycie czyli punkty do odchaczenia w codziennym woodstockowym planie dnia:
A tutaj masa pokryła krany:
Przed oficjalnym otwarciem każdy ma szansę na promocję swojego miasta i siebie samego - UWAGA! NAJWIĘKSZY BILBOARD PUBLICZNY OTWARTY:
No i BRODACZE specjalnie dla Tandety:
Ale wszyscy czekali na sedno całego przedsięwzięcia - KONCERTY:
Cudny Carrantuohill , który jak widać nie tylko mi się podoba - był Jurek, Gorg z Alicją i Krzychu:
Wszystko co dobre szybko się kończy i mam nadzieję, że w nowych butach spotkamy się w tym samym składzie już w lipcu.
Ktoś ma swoje wspomnienia??
Subskrybuj:
Posty (Atom)