niedziela, 30 kwietnia 2006

Rehabilitacja w toku...

I oto jestem - powoli wracam do stanu sprzed spięcia, które pozbawiło mnie poczciwego komputerka. Umarł zasilacz i płyta główna. Zasilacz poszedł pierwszy. Pamiętam jak dziś ten dzień, kiedy zadzwonił telefon z informacją: "Płonie twój komputer!". Szybka reakcja, próba resuscytacji, defibrylator - nie pomogły. Strata ogromna, pierwsze poważne dziecko mojego portfela poszło z dymem, a pozostał tylko zapach palonego ebonitu lub kryptonitu - sam nie wiem. Największą karę poniosło truchełko zasilacza. Wspólnie z Markiem zbeszcześciliśmy jego zwłoki kopniakami. W furii potraktowałem go Skodą Felicją - jej masa zrobiła swoje, koroner stwierdził zgon. Po paru dniach zgon potwierdzono u płyty głównej. Reszta komponentów wyszła z opresji bez szwanku, no może z odrobiną swądu zwędzonej elektroniki. A powodem wszystkiego była żarska Energetyka, która tak mi podziękowała za miliony kilowatów zużytych przez ten sprzęt. Nie pomogła listwa przeciwprzepięciowa. Wczoraj ożyłem w środowisku linuxowym a dzisiaj w bardziej przyjaznym otoczeniu mogę już pisać posta. Tomek wypożyczył płytę główną (dzięki!!), zasilacz kupiłem - tym razem nieco bardziej zabezpieczony, powoli instaluję niezbędne oprogramowanie i szukam finansów na zakup własnej płyty głównej. A oto zachód słońca, który na chwilę oderwał mnie od komputera:

A poza tym zdjęcie, które powstało w okresie bezkomputerowym a zostało zmontowane dzisiaj - panorama Żar z okna byłego mieszkania Marka.

Lepsza jakość na maila.

I to tyle na dziś.

Brak komentarzy: