Oko w banerze na górze też jest tak naprawdę niebieskie, ale światło słoneczne prawdopodobnie nieco zmieniło jego barwę. Ciekawe skąd Anonimowy(a) wiedział, że to ta sama osoba. Prawda jest taka, że oryginalne OKO ma kolor niebieski, oko z poprzedniego posta było nieco obrabiane, ale nie zmieniałem jego koloru. Zdjęcie to jak nawet napisałem na nim (digital) było cyfrowe, mało tego - zrobiłem je w RAW'ie. Takie zdjęcie trzeba wywołać w komputerze, czyli ustawić wszystkie jego parametry - stąd takie zdjęcie. A więc dzisiaj, przygotowane jak zwykle w pozycji bocznej ustalonej (jedno z nich na kolanach) Różne wersje OKA. Pierwsze oryginalne, reszta to wariacje.
I znowu udało mi się zrobić ciekawe zdjęcie. Wydaje mi się, że całkiem ciekawie wyszło mimo, że w wersji oryginalnej, czyli bez obróbki na pewno wyglądało o wiele gorzej. Nie przez to, że obiekt kiepski (obiekt rewelacyjny), ale z braku dobrego oświetlenia. Oko wyglądało normalnie. Postarałem się, a wymagało to wiele wysiłku - bo nie mam biurka i wszystkie operacje wykonuje na leżąco w pozycji bocznej ustalonej. Magia obróbki cyfrowej zdziałała cuda. Troszkę skadrowałem, pokręciłem suwakami i wyszło. I jak to mówią niedźwiedzie "Misie podoba".
Z dumą możemy powiadomić, że spodziewamy się... wyjazdu w góry. Kilka razy w roku pojawiamy się na różnych wzniesieniach. Tym razem jednak środkiem lokomocji nie będą nogi - tylko rowery. Wszyscy zainteresowani zaopatrzeni zostali w odpowiedni sprzęt. Mamy rowery - to oczywiste, mamy bagażnik na samochodzie, mocowania do rowerów i sakwy. Brakuje jednak nieco kondycji, więc cały weekend przeznaczyliśmy na zwiedzanie okolicy. Najwięcej postępów zrobiła w dwa dni Jagoda, która nigdy wcześniej nie jeździła w takie trasy. Wczoraj na nowym (starym) rowerku ostro przecinała piaskowe poczołgowe drogi. Wiadomo, że w kilkanaście dni nie zdziałamy cudów, ale i trasa jaką sobie zaplanujemy pewnie nie będzie ekstremalną. Wszystko zależyć będzie od pogody. Mamy nadzieje, że po majowym weekendzie będziemy mieli za sobą pierwszy raz w górach na bicyklach...
Oto wczorajszy etap przygotowawczy:
W ekipie poniżej brakuję jednej osoby - Mobydicka, który trzaska regipsy w mieszkaniu. Jakoś musi mieszkać...
No i tutaj - ja we własnej osobie. Tylko ja potrafię przy prędkości 30km/h strzelić sobie tak wyraźną fotę.
A tutaj sesja fotograficzna w której wystąpił mój nowy rowerek - ładny kawał alu.
Dzisiaj wybraliśmy się z Reaperami na wyprawę do Marszowa. Miało być miło i było, ale nie tak jak miało być. Droga miała być krótka i prosta. Trochę jednak się wydłużyła i nie pomogła nawet antena GPS, którą Reaper niósł w kieszeni. Telefon tylko rejestrował naszą prawie porażkę.Tak więc wiedzieliśmy z jaką prędkością idziemy i ile już kilometrów za nami. Dopiero po wczytaniu danych okazało się jak bardzo minęliśmy się z planowaną trasą. Jednak nie ma tego złego - w końcu trafiliśmy a w Marszowie spotkaliśmy Państwa Dudzińskich w czerwonej skodzie. Skoda zabrała chętnych na krótki wypad do Olszyńca. Ja i Reaper byliśmy zmotoryzowani - ja na rowerze, a on z wózkiem, więc się nie załapaliśmy. Reaper ruszył prostszą drogą do Koszar a ja pognałem do Olszyńca i z powrotem. Rower więc przetestowany a wózek ubłocony - wyprawę można uznać za udaną. Poniżej pewna nowość - zapis z GPS wpisany na mapę - oczywiście drogi jaką pokonał Reaper. Ja zrobiłem więcej a reszta ściemniała w samochodzie...
W zeszłym tygodniu Udaliśmy się jeszcze raz na teren fabryki DAG w Nowogrodzie. Tym razem chętnych było więcej i plan mieliśmy lepiej przygotowany. Cztery osoby, w tym dwie z chorobą tropikalną, trzy aparaty, grubo ponad 300 zdjęć u mnie w aparacie i oto mały mój wybór:
Niestety nie moge się doprosić internetu. Proszę i proszę i nic. W związku z tym ilość postów jak widać drastycznie się zmniejszyła. I tak będzie do czasu założenia internetu, bo za bardzo nie mam gdzie korzystać przy napiętym planie dnia i tygodnia i miesiąca. Oprócz tego ostatnio dręczył nas jakiś wirus. Tydzień męczarni nareszcie się kończy. Skończyła się choroba więc zacznie się praca. I tak w kółko Macieja. Tymczasem dzisiaj nastał wesoły dzień. Żegnam się z rowerem moim -była by tragedia, bo to ważna część mojego życia, ale tak źle nie jest - będzie nowy. Stary przechodzi w ręce Jagódki, a ja wspinam się o parę szczebelków w rowerowej przygodzi. W sumie to jest szczyt tej drabiny jeśli chodzi o moje rowerowe potrzeby. Dzisiaj być może pierwsza jazda.
A w następnym poście już bez zbędnych tekstów bo czasu nie mam - DAG raz jeszcze.
Stworzyłem szafę na przedpokój i płytę z wieszakami
Jagódka robi pyszne obiadki.
A ubezpieczyciel mieszkania postanowił przy piwnicy postawić strażnika - ja jestem jednak za niezatrudnianiem do tych celów emerytów - oni zamiast pilnować to cały czas śpią. Temu nawet nie zaszkodziły flesze z aparatu - a może on już nie żył??
Był sobie weekend. Znowu minął baardzo szybko. Drobne prace na mieszkaniu zakończyły się tym razem nie tylko sukcesami - była jedna porażka. Podczas montowania stołu w kuchni, przy zachowaniu wszystkich zasad nastąpiła katastrofa. Dziwna klucha betonowa wypchała kawałek tynku w pokoju. Są czasami takie katastrofy na które nie ma się wpływu, a błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi.
roboty powoli brną do przodu. Szafa w przedpokoju została zamontowana w poniedziałek - we wtorek i środę wniosłem małe poprawki i działa w 100%. Płyta z wieszakami też musiała czekać do środy na wieszaki. Miałem oczywiście parę zdjęć, ale będę zmuszony pokazać je innym razem. Posta piszę w pracy i mam w sumie dosyć mało czasu.
Najbliższe roboty zapowiadają się już być może dzisiaj i na pewno jutro. Dzisiaj mam ponoć imieniny, więc piwko musi być. Trzymajcie się!!